Allan Quatermain
Allan Quatermain, ilustracja z Harper’s Magazine, 1888 | |
Pierwsze wystąpienie | Kopalnie króla Salomona |
---|---|
Twórca | |
Dane biograficzne | |
Rodzina | Harry (syn) |
Inne informacje | |
Specjalność |
Allan Quatermain – to postać fikcyjna, odkrywca kopalni króla Salomona, bohater kilkunastu książek autorstwa Henry’ego Ridera Haggarda. Postać ta pojawiła się również w kilku filmach oraz komiksie Liga Niezwykłych Dżentelmenów[1]. Był niewysokim i chudym mężczyzną[2].
Cykl powieści autorstwa Henry’ego Ridera Haggarda
W porządku alfabetycznym:
- Allan i Bogowie Lodów
- Dziecię z kości słoniowej
- Heu-heu czyli Potwór
- Kopalnie króla Salomona[1]
- Święty kwiat
- W krainie Kôr
- Zemsta Maiwy
Filmy
- 1937 – Kopalnie króla Salomona – wyk. Cedric Hardwicke
- 1950 – Kopalnie króla Salomona – wyk. Stewart Granger
- 1985 – Kopalnie króla Salomona – wyk. Richard Chamberlain
- 1987 – Allan Quatermain i zaginione miasto złota – wyk. Richard Chamberlain
- 2003 – Liga niezwykłych dżentelmenów – wyk. Sean Connery[1]
- 2004 – Kopalnie króla Salomona (miniserial) – wyk. Patrick Swayze
- 2008 – Allan Quatermain i Świątynia Czaszek – wyk. Sean Cameron Michael
Przypisy
- ↑ a b c Germain Lussier, Rachel Lovinger: Meet Sean Connery's Extraordinary Gentlemen. Entertainment Weekly, 04.07.2003. [dostęp 2022-06-08].
- ↑ Ja, ze swą siwawą, gładką czupryną (...) jestem chudy, niewysoki, śniady i ważę niespełna pięćdziesiąt kilo, Kopalnie króla Salomona
Linki zewnętrzne
- Postać. imdb.com. [zarchiwizowane z tego adresu (2012-01-01)]. w bazie IMDb (ang.)
- Postać. internationalhero.co.uk. [zarchiwizowane z tego adresu (2015-11-02)]. na stronie internationalhero.co.uk (ang.)
- Książka "Kopalnie króla Salomona" na stronach Projektu Gutenberg (ang.)
Media użyte na tej stronie
Illustration from H. Rider Haggard's Maiwa's Revenge, Chapter VII, by Thure de Thulstrup.
The scene shows Allan Quatermain ordering the men to fire, after getting them to wait until the most opportune moment:
“ | "Now they are going to begin," I thought to myself, and I was not far wrong, for in another minute the body of men divided into three companies, each about five hundred strong, and, heralded by a running fire, charged at us on three sides. Our men were now all well under cover, and the fire did us no harm. I mounted on a rock, so as to command a view of as much of the koppie and plain as possible, and yelled to our men to reserve their fire till I gave the word, and then to shoot low, and load as quickly as possible. I knew that, like all natives, they were sure to be execrable shots, and that they were armed with weapons made out of old gas-pipes, so the only chance of doing execution was to let the enemy get right on to us.
On they came with a rush. They were within eighty yards now, and as they drew near the point of attack, I observed that they closed their ranks, which was so much the better for us. "Shall we not fire, my father?" sung out the captain. "No—confound you!" I answered. "Sixty yards — fifty — forty — thirty. Fire, you scoundrels!" I yelled, setting the example by letting off both barrels of my elephant gun into the thickest part of the company opposite to me. |
” |