Zamieszki w Grodzisku Dolnym

Zamieszki w Grodzisku Dolnym, w ówczesnej prasie nazywane także rewolucją grodziską[1] – wydarzenia, które miały miejsce w czerwcu 1933 roku w Grodzisku Dolnym koło Łańcuta (w ówczesnym województwie lwowskim), z największym nasileniem w dniach 22-23 czerwca. W ich wyniku śmierć poniosło 8 osób, w tym dwóch policjantów.

W czwartek 22 czerwca 1933 roku odbywały się we wsi nieszpory w oktawę Bożego Ciała[2]. Starym zwyczajem, zorganizowano kanonadę samodzielnie wykonanych "bomb" z puszek i moździerzy (nieuzgodnioną z policją). Odgłosy wybuchów niosły się po okolicy, na skutek czego na miejsce przybyli dwaj posterunkowi: Ignacy Sroka i Feliks Ścisłowski[2]. Nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności zjawili się oni w momencie, gdy ludzie wychodzili z kościoła i formowali procesję. Powyższe odebrano jako ingerencję w życie duchowe[2]. Pod adresem policjantów posypały się obelgi i niespodziewanie – kamienie[2]. Policjanci oddali strzały ostrzegawcze, a w obliczu bezpośredniego zagrożenia jeden z nich zranił napastnika w nogę. Wówczas tłum zakatował ich kamieniami i kijami[2].

Po dokonaniu samosądu mieszkańcy ruszyli na posterunek, w którym zabarykadował się komendant i trzech jego podkomendnych[2]. Skandowano antyrządowe hasła i próbowano wedrzeć się do budynku, także z użyciem broni palnej[1]. Nie pomogły strzały ostrzegawcze. Tłum rozstąpił się, ale nie odszedł, ponawiając ataki w nocy[1]. Dopiero nad ranem przybyła odsiecz dowodzona przez komendanta Nowakowskiego z Komendy Wojewódzkiej we Lwowie[1]. Zamieszki tłumiło najpierw 150, potem jeszcze 100 innych policjantów[1]. Spokój w gminie Grodzisko Dolne zaprowadzono dopiero po pięciu dniach[1].

W wyniku zamieszek zginęło dwóch wspomnianych policjantów[3] i 6 innych osób[1], to jest miejscowych chłopów[4]. Aresztowano ponad 500 osób, z których 50 postawiono przed sądem w Rzeszowie[1]. Wyroki zapadły 24 października 1933 roku[1]. 12 oskarżonych uniewinniono, pozostali otrzymali kary od 6 miesięcy do 4 lat pozbawienia wolności[1].

Oskarżeni nie potrafili wskazać powodów, dla których dopuścili się zarzucanych im czynów. Z zeznań oskarżonych i świadków wyłaniał się obraz przysłowiowej galicyjskiej biedy[1]. Prezes miejscowego koła Stronnictwa Ludowego Jan Kula powiedział:

Na wsi fermenty, głód i nędza. Człowiek nie ma nawet na sól, a tu go się szykanuje i depce jego godność osobistą i ludzką. Mówi się publicznie, że chama trzeba trzymać za mordę. Te nienormalności chcieliśmy usunąć i dlatego zaczęliśmy akcję obrony chłopa[1].

Komendant Nowakowski wyraził opinię, że jego zdaniem

...gdyby nie policja, chłopi pomaszerowaliby na Przeworsk, na Jarosław i skończyłoby się na rewolucji w całej Małopolsce Zachodniej[1].

Leszek Krzemień wspomina te zdarzenia z innego punktu widzenia. Jego zdaniem zaczynem do rewolucyjnych wystąpień chłopstwa w okolicy było wydarzenie mające miejsce 6 czerwca tego roku we wsi Kozodrza, kiedy to chłopi zmusili do odstąpienia od czynności egzekutora podatkowego, działającego w asyście policji. Autor ten na pierwszy plan wysuwa liczbę ofiar chłopskich tych wydarzeń, zupełnie pomija zaś liczbę poległych policjantów[4].

Przypisy

  1. a b c d e f g h i j k l m Jerzy Paciorkowski. Lincz przed kościołem. „Policja 997”, s. 25, wrzesień 2010. Komenda Główna Policji. ISSN 1734-1167. 
  2. a b c d e f Jerzy Paciorkowski. Lincz przed kościołem. „Policja 997”, s. 24, wrzesień 2010. Komenda Główna Policji. ISSN 1734-1167. 
  3. Rozkaz Komendanta Wojewódzkiego Policji Państwowej we Lwowie nr 345 z 30 czerwca 1933 roku.
  4. a b Leszek Krzemień. Tylko fakty. Przyczynek do mitu o pokoju społecznym i swobodach obywatelskich w II Rzeczypospolitej. „Nowe drogi. Organ teoretyczny i polityczny Komitetu Centralnego Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej”. s. 60. ISSN 0029-5388.